Post miał być o czym innym. A mianowicie o zaplanowanych majówkowych wycieczkach, które to akurat nie doszły do skutku z powodu (wiadomo jakiej) pogody ale i też z powodu kataru Izy ( spowodowanego pewnie wspomnianą wcześniej niezdecydowaną pogodą). Ale nie ma tego złego...
Bo było tak...
Czyli w końcu miałam chwilę na czytanie mojej ulubionej Bridget. Zaczęłam ją już czytać jakiś czas temu, głównie w tramwaju rano w czasie drogi do pracy. Ale jak wiadomo książka jest dość zabawna i trochę głupio musiałam wyglądać chichrając się w tym tramwaju- przeważnie na głos bo nie mogłam się powstrzymać.
Za zakładkę służy mi TAG pierwsza własnoręcznie zrobiona scrapbookingowa rzecz
śliczny kubeczek,a książkę kupię skoro taka zabawna ;0) pozdrawiam cieplo.
OdpowiedzUsuńRównież pozdrawiam:) A książkę szczerze polecam (poprzednie części też). Chociaż jak wiadomo żadna to wielka literatura to na odstresowanie po ciężkim dniu albo na rozpoczęcie dnia z uśmiechem (jak w moim przypadku) idealna.:)
Usuń